HOLANDIA - „Najbardziej morski kraj Europy“


      Pierwsze wrażenia...
    
Holandia to mały, ale dobrze zorganizowany kraj. Mieszkając w Brabancji Północnej pomiędzy Nijmegen a S‘-Hertogenbosch wszędzie miałam blisko. Potrzebowałam tylko godziny, żeby dotrzeć autem na wybrzeże, do Amsterdamu lub Hagi. Podróżowanie po Holandii to czysta przyjemność. Sieć kolejowa jest tak samo dobrze rozbudowana, jak drogi i autostrady. Podobno to najbardziej zaasfaltowany kraj w Europie. Oczywiście można także skorzystać z jednego z pięciu lotnisk w kraju. Zaskoczeniem dla nas może być to, jak rygorystycznie Holendrzy przestrzegają przepisów drogowych. Mandaty są bardzo wysokie, a kara za nieopłacenie miejsca parkingowego wynosi aż 68 Euro. Przeważnie parkowanie po 18-stej i w niedzielę jest bezpłatne, ale niestety nie w każdym mieście, o czym boleśnie sama się przekonałam. Nie mogłam uwierzyć, że nawet za parking przed supermarketem trzeba wykupić bilecik. Mówi się, że Niderlandy są tak małe, że kiedy się rozpędzimy, nie zauważymy nawet, że już jesteśmy w innym kraju…
 
Istnieje wiele stereotypów i skojarzeń na temat Holandii. Dla jednych to widok wiatraka na grobli i kobiety w białym czepku i fartuchu, w drewnianych pantoflach na nogach. Dla innych Holandia to rozległe pola kwiatów, trwająca przez pokolenia walka z morzem, czy ojczyzna Rembrandta i Rubensa. Palacz chętnie zapali cygaro holenderskie, a dla amatora ryb Holandia jest królestwem śledzia, który utorował jej drogę do wielkiego handlu. Ponadto są też znane i cenione na całym świecie sery holenderskie. Tradycyjnym targom serowym w Alkmaar, Gouda i Edam nie oprze się żaden turysta. Przeciętny obywatel zjada aż 14,3 kg sera rocznie, może dlatego o Holendrach mówi się Kaaskop, czyli „serowy łeb“. Popularne chodaki z drzewa są nietylko wspaniałym holenderskim suwenirem dostępnym w każdym sklepie z pamiątkami czy straganie, ale są nadal używane np. przez rybaków i bardzo cenione jako obuwie ochronne do pracy. 
 
Tulipany są niemal symbolem Holandii i mają ciekawą historię. Kwiat ten pochodzi ze stepowych terenów dalekiej Turcji. W roku 1560 ambasador cesarza rzymsko-niemieckiego, wracając z dworu sułtana tureckiego, przywiózł cebulki kwiatów, które w Turcji wzbudziły jego podziw i zachwyt. Nie mniejszy był zachwyt Holendrów, gdy ujrzeli pierwsze w swoim kraju tulipany. Z czasem rozwinęły się hodowle tulipana, a kwiaty te stały się przedmiotem spekulacji handlowych. Za cebulki nowych gatunków tulipanów płacono zawrotne sumy. Doprowadziło to do bankructwa wielu kupców i zastoju w handlu. Kiedy stosunki się unormowały Holendrzy nie zaprzestali hodowli, wręcz przciwnie, wystawy tulipanów weszły do tradycji holenderskiej. Pojawiły się nowe gatunki, premiowane na wystawach międzynarodowych. Eksport cebulek tulipanowych przynosi miliony euro rocznie, a drugie tyle pozostawiają turyści, przyjeżdżający specjalnie w okresie wiosennym, by podziwiać kwitnące pola tulipanowe między Haarlem a Lejdą.


Holandia czy Niderlandy…
 
Nigdzie na świecie nie ma kraju równego Holandii, którego tak duża powierzchnia leżałaby w depresji. Nic więc dziwnego, że właściwa nazwa kraju brzmi „Nederland“, co w języku holenderskim oznacza po prostu „niski kraj“. Nazwę „Holandia“ dla całego kraju przyjeto w XVII wieku, kiedy to znane z historii Niderlandy, w wyniku 80-letniej wojny wyzwoleńczej przeciw Hiszpanii rozpadły się na Niderlandy Północne, czyli Republikę Zjednoczonych Prowincji Niderlandów, i Niderlandy Hiszpańskie, czyli dzisiejszą Belgię. Niderlandy Północne przyjęły nazwę Holandii, ale jest to określenie mniej oficjalne. Powszechnie stosuje się, zwłaszcza w językach obcych, nazwę Nederland, ale oba pojęcia w dzisiejszych granicach funkcjonują zamiennie.

      Poniżej poziomu morza…

Solidnie zbudowane kanały i tamy, bez kórych położone poniżej poziomu morza części kraju już dawno zostałyby zalane przez wody Morza Północnego, dziwią tym, że leżą wyżej niż ulice, pola i wsie. W sumie aż 26% kraju leży poniżej poziomu morza, a tylko 13% powierzchni sięga powyżej 10 metrów. Najwyżej położonym punktem w Niderlandach jest wzniesienie Vaalserberg, gdzie spotykają się granice Holandii, Niemiec i Belgii. Im dalej na południe, tym częściej pojawiają sie tereny zalesione, a nawet pagórkowate. Soczysta zieleń wokół od razu rzuca się w oczy. Miałam okazję podziwiać te wspaniałe widoki jadąc pociągiem do Groningen. To przede wszystkim tutaj, we Fryzji mija się niespotykanie zielone pola. Holandia to zdecydowanie najbardziej zielony kraj, jaki do tej pory zwiedziłam. Jest to oczywiście zasługa wiatraków i gęstej sieci kanałów. Tutaj trawa z pewnością nigdy nie wysycha.
 
Krajobraz Holandii jest także zdominowany przez wiatraki, które jako cząstka folkloru reprezentują znacznie więcej. Stanowią żywe wspomnienie czasów, kiedy pompy poruszane siłą wiatru były najskuteczniejszą pomocą w walce z wodą. Pomysł wykorzystania siły wiatru jako źródła energii pochodzi prawdopodobnie z Persji, a zasady konstrukcji wiatraka przeniknęły do Europy w okresie wypraw krzyżowych. Holendrzy jako jedni z pierwszych w Europie zaczęli budować wiatraki już pod koniec XVIII wieku, bowiem otwarta nizina okazała się znakomitym terenem do wykorzystania siły wiatru. I tak wiatrak stał się symbolem Holandii. Sto lat temu liczono jeszcze ponad 10 tysięcy wiatraków, obecnie zachowało się ich około tysiąca i nadal funkcjonują.

„Deus mare, Betavus litora fecit“ (Bóg stworzył morze, Holender wybrzeże) – tak pisał pewien Francuz pod wrażeniem prac człowieka, które oglądał w Holandii. Wypowiedź ta ujęta w języku francuskim była nieco szersza i jeszcze bardziej uwypuklała dzieło Holendrów w następujących słowach: „Dieu a créé le monde á l’exception de la Hollande, qui est l’oeuvre des Hollandais“ ( Bóg stworzył swiat, z wyjatkiem Holandii, która jest dziełem Holendrów.). W tej przenośni faktem jest to, że wielkie części Holandii istnieją jedynie dzieki czujności i wytężonej pracy całego narodu, szczególnie zaś w wyniku połączenia osiągnięć techniki z nauką. Siła wody jest tak olbrzymia, że tylko stała kontrola może zmniejszyć ustawicznie grożące Holandii niebezpieczeństwo powodzi. Gdyby nie stale umacniane tamy, wały i wydmy oraz różnego rodzaju zabezpieczenia brzegów morskich i ograniczone wysokimi wałami rzeki i kanały, prawie połowa kraju znalazłaby się w czasie fali sztormowej pod wodą.   


Na rowerze do celu...  

Do pracy dojeżdżałam nie inaczej jak rowerem, codziennie 14 km. Rekompensatą za mój wysiłek fizyczny był malowniczy i jedyny w swoim rodzaju krajobraz holenderskiej wsi, który mogłam podziwiać każdego dnia. Rower to oczywiście najpopularniejszy środek lokomocji, nie tylko w mieście. Tutaj rowerzysta na drodze ma  pierwszeństwo i uprzywilejowanie, dlatego jeżdżąc rowerem czułam się jak prawdziwy „king of the roads“. Sieć dróg rowerowych o długości ponad 29.000 km prowadzi wzdłuż i wszerz przez całą Holandię. W porównaniu do innych europejskich krajów typowy, stabilny holenderski rower (Fietsen) nadal dominuje na ulicach i jest popularnieszy niż drogi „Mountain bike“ czy „City bike“, nawet wśród młodych ludzi. Kto jednak myśli, że jazda rowerem po tak płaskim kraju nie wymaga żadnego wysiłku, ten nie wziął pod uwagę silnego wiatru z południowego zachodu. Wiało zawsze i nie było zmiłuj. Brak wiatru oznaczał, że zaraz zacznie padać, więc nie pozostawało nic innego, jak szybciej pedałować i dotrzeć do celu przed deszczem! Tutaj nikt jednak nie narzeka na zimno, wiatr, czy deszcz. Holendrzy jeżdżą rowerem przez okrągły rok. Każdy mieszkaniec Holandii posiada najczęściej więcej niż jeden rower na głowę. Na ulicach jest ich dwa razy więcej niż samochodów. 

Związki z Polską...

Stosunki polsko-holenderskie są następstwem lat powojennych i wdzięczności za udział Polaków w wyswobodzeniu ich kraju. Nigdy przedtem ani potem nie brakowało akcentów życzliwości i przyjaźni wobec Polski. Trzeba podkreślić tu chociażby pomoc, jaką wyświadczyli nam Holendrzy przy osuszaniu Żuław Wiślanych. W roku 1945 po przerwaniu przez uciekających Niemców obwałowań Martwej Wisły, Żuławy były zalane wodą do 0,5 metra powyżej poziomu morza. Drogi były zniszczone, znikły zagrody i gospodarstwa. Holendrzy doprowadzili do użytku około 120 tys. hektarów ziemi uprawnej. 
 
Polak w Holandii nigdzie nie czuje się obco, zarówno na ulicy jak i w supermarkecie słychać język polski. Na początku zaskoczenie, ale podobno nie ma takiego miejsca na naszej planecie, gdzie trudno byłoby nie spotkać ziomka z Polski. Są więc w Królestwie Niderlandów miasta, gdzie czujemy się jak w domu. Leżąca w Brabancji Północnej Breda jest dla każdego Polaka przede wszystkim symbolem żołnierskiego trudu i bohaterstwa polskich żołnierzy w drugiej wojnie światowej. Miasto wyzwoliła bowiem dnia 29 października 1944 roku polska I Dywizja Pancerna pod dowództwem generała Stanisława Maczka. Opisy holenderskie i wspomnienia uczestników walk o Bredę mówią o dużym bohaterstwie oddziałów polskich, które poniosły duże ofiary, chcąc uchronić miasto przed zniszczeniami. Wdzięczność Holendrów była ogromna. Dziś w Bredzie można odnaleźć wiele polskich śladów, jak chociażby „Poolse Kapel“ – Polska Kapliczka w parku Braband, zbudowana w 1955 roku przez mieszkańców Bredy, napis głosi „W podzięce naszym polskim oswobodzicielom“. Kilka ulic w Bredzie otrzymało nazwy upamiętniające walki polskich żołnierzy. Między innymi ulicę, którą oddziały polskie weszły do miasta, nazwano Poolse Weg („Polska Droga“). Jej przedłużeniem ku zachodowi jest Generaal Maczek Straat.  

Ciekawostki...
 
Dawna nazwa „Niderlandy“ odnosiła się do obszaru dzisiejszej Holandii, a także do Belgii i Luksemburga. W czasach kolonialnych, po uzyskaniu niezależności od Hiszpanii (1600-1700), Niderlandy przodowały w Europie. Młoda republika była potęgą morską, a także kolonialną, czego efektem było utworzenie holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Po drodze do Azji, statki odkrywały nowe lądy, nazywając jeden Zuidland (później przemianowany na Australię), a drugi Nieuw Zeeland (ta druga nazwa, w wersji angielskiej, przetrwała do dziś). W tym czasie Holendrzy skolonizowali Przylądek Dobrej Nadziei, Indonezję, Surinam, Antyle i zbudowali Nowy Amsterdam (obecnie Nowy Jork). Niestety, po ostatniej wojnie Holandia straciła główną posiadłość zamorską - Indonezję.
 
Niderlandy należą do najbardziej zaludnionionych krajów świata, prawie 90% ludności mieszka w miastach. Co ciekawe, zaraz po USA i Francji, Holandia jest największym na świecie eksporterem produktów rolnych, mimo że tylko 4% populacji pracuje w rolnictwie. 
 
Holandia jest nietylko pierwszym na świecie eksporterem sera, cebulek kwiatowych, produktów mlecznych, czy warzyw. Kładzie się tu także duży nacisk na przemysł, a szczególnie na zaawansowane technologie. Międzynarodowych koncernów takich, jak Royal Dutch Shell Group, Philips, linii lotniczych KLM, Unilever nikomu nie trzeba przedstawiać. Specjalizujące się od średniowiecza szlifiernie diamentów znajdują się w Amsterdamie, gdzie warto odwiedzić Diamant Museum na Paulus Pottenstraat 8, mające w swoich zbiorach najcenniejsze egzemplarze na świecie. 
 
Na koniec dobra wiadomość, ale zapewne nie dla wszystkich. Od 2013 roku wszystkie coffie shopy w Holandii, gdzie można konsumować narkotyki miękkie, m.in. marihuanę  i haszysz, będą zamknięte dla zagranicznych turystów. Wstęp będzie przysługiwał tylko pełnoletnim mieszkańcom kraju, który posiadają odpowiedni dokument. 

Podsumowanie...

Jest to jedyny kraj na świecie o tak wysokim poziomie tolerancji do dziwnych zwyczajow - legalności choćby w dostępie do narkotyków, prostytucji, aborcji oraz związkami osób tej samej płci. Już pierwszego dnia spotkałam się z ogromną otwartością, gościnnością oraz chęcią do pomocy. Holendrzy mają żywy temperament, uwielbiają wszelkie imprezy, a ich zamiłowanie do zabawy widoczne jest szczególnie latem, kiedy niemal co weekend w innym mieście tłumy mieszkańców bawią się na festiwalach. Zapewne najwięcej uroku i oryginalności mają te w małych miasteczkach, gdzie można przejechać się karuzelą, zjeść Bitterballen (mięsne krokieciki), Broodjes (kanapki), czy chociażby uwielbiane frytki z majonezem polane hachee (sos z mięsem wołowym). Można wstapić także do przepełnionych barów, gdzie piwo cały dzień leje się strumieniami, a ludzie tańczą i zawierają znajomości.
 
Holandia to prawdziwy klejnot do podziwiania, choć na mapie nie zajmuje dużo miejsca. Nie jest prawdą, że aby zwiedzić Holandię, wystarczy zaledwie kilka dni. Ja spędziłam tam ponad trzy miesiące i niestety nie udało mi się wszystkiego zobaczyć. Miło jest wyjeżdżać ze świadomością, że jest jeszcze wiele powodów, aby tu wrócić.

TOT ZIENS !!!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

CHALKIDIKI - zielony ogród Grecji

Brabancja Północna: Oss, Megen, ‘S-Hertogenbosch, Breda, Tilburg, Eindhoven