Berlin moimi oczami

W Berlinie mieszkam prawie od pięciu lat. Pierwszy raz przyjechałam tutaj w roku 2004 na wakacje. Dość łatwo znalazłam pracę, zarabiałam własne uczciwe pieniądze i przy okazji poznawałam inną kulturę, na pierwszy rzut oka tak podobną do naszej. Po ukończeniu studiów – 1 września 2005 wróciłam tu na stałe.
Na początku było dla mnie jasne, że kocham to miasto, bo wszystko było dla mnie nowe i ekscytujące. Chciałam poznać smak życia w dużej metropolii, stać się jej częścią. Jednak po kilku latach tutaj zauważam, że tempo życia i zmiany są w Berlinie coraz szybsze, a intensywność życia w metropolii przytłaczająca. Mieszkańcy są według statystyk najbardziej zapracowanym narodem w Europie. Mieszanka kulturowa sprawia, że miasto jest ciekawe i tolerancyjne dla wszelkiej inności. Żyjąc w Berlinie trzeba się zdecydować – albo się to miasto lubi, albo nienawidzi. Każdy to wie i nikt nie pozostaje obojętny. Już Goethe opisał Berlińczyków jako „ludzi zuchwałych“. Powszechne jest bowiem wyrażenie die Berliner Schnauze, czyli w wolnym tłumaczeniu „berlińska niewyparzona gęba“. Na zewnątrz jest to postrzegane jako forma obrony przed światem, za którą chowa się otwartość i uprzejmość, ale niestety się jej nie okazuje. Każdy żyje tu anonimowo, a Berliner Schnauze pozwala jakby chronić swoją prywatność, jest oznaką dopasowania się do otaczającej rzeczywistości.
Osoby, które przyjezdżają do Berlina na kilka miesięcy lub rok, są zachwycone wszystkim, co oferuje to miasto. Tak samo było w moim przypadku. Na początku było oczywiście ciężko, nie miałam tutaj ani rodziny, ani przyjaciół. Mniej więcej po dwóch miesiącach znalazłam grupę osób w podobnej sytuacji – zaczęło się od spotkań Polonii Berlin. Oczywiście najłatwiej za granicą jest zaprzyjaźnić się z Polakami na emigracji. Ale był też czas integracji z Niemcami – w szkole Forumberufsbildung.

Wady…
Mieszkając w Berlinie nie trzeba przejmować się ani swoim wyglądem, ani zbytnio interesować się modą. Nikt tutaj nie ocenia czyjegoś stylu ubierania się, każdy żyje jak chce. Mówi się, że żyjąc poza granicami własnego kraju trzeba się poprostu dopasować – nie tylko zewnętrznie. Mi udało się zdecydowanie dopasować do Berliner Schnauze, udzieliło mi się z biegiem lat. Może dlatego mój punkt widzenia zmienił się na niekorzyść tego miasta. Pierwszym tego powodem jest pewnie to, że nie potrafię zbyt długo siedzieć w jednym miejscu. Drugim też to, że tutejsza nieuprzejmość ludzi wobec siebie zaczęły mi poprostu przeszkadzać. Oczywiście istnieje też mnóstwo innych powodów, dla których chcę zmienić otoczenie. Zdaję sobie sprawę z tego, że mieszkam w mieście o stopie bezrobocia równej 14%, a więc tyle, ile wynosiło bezrobocie jeszcze do niedawna w całej Polsce. W ostatnich latach Niemcy stały się krajem emigracji, ludzie uciekają głównie przed biedą, zostawiają wszystko za sobą i wyjeżdżają w poszukiwaniu lepszego życia. Sytuacja na rynku pracy jest w Berlinie szczególnie ciężka, wszystko zmienia się na gorsze. Dawna sielanka bogatego kraju zza Odry to już przeszłość. Ja chcę wyjechać dlatego, że Berlin stał się dla mnie nudny, przewidywalny. To miasto nie jest prawdziwą metropolią, nie sposób go porównać do Londynu, czy Paryża. Berlin nie ma tej atmosfery… Ciężko tu znaleźć prawdziwe eldorado na miarę Oxford Street, nie ma szału na wyprzedażach. Każda galeria handlowa jest podobna i oferuje te same, nudne sklepy. Po buty, książki, czy do fryzjera najlepiej jechać do Polski. U nas jest też większy wybór produktów spożywczych.

Zalety…
Dużą zaletą Berlina jest z pewnością duża liczba parków, lasów i jezior. Berlin jest niesamowicie rozległy – ma powierzchnię 890 km kw., w szerokości północ-południe rozciąga się na 38 km, a ze wschodu na zachód to już 45 km. Berlin w porównaniu z innymi miastami jest miastem ludzi młodych, wartym przeżycia. Jedną z przyczyn jest z pewnością fakt, że Berlin posiada więcej niż jedno centrum, bo każda z 12 dzielnic jest tak duża i różnorodna, że mogła by funkcjonować jako osobne, małe miasto.
W każdej chwili można się znaleźć w zupełnie innym świecie z dala od hałasu samochodów, ludzi, czy przelatujących samolotów. To duże pocieszenie dla zestresowanych mieszkańców w weekendy i w upalne dni. Mówi się też, że Berlin ma więcej mostów niż Wenecja – oficjalnie naliczono 916 mostów, w tym wiadukty linii metra oraz wszelkie mosty na terenach zielonych. Nie trudno w to uwierzyć, skoro Berlin jest ponad 2 razy większy od Wenecji. Ze względu na imponującą liczbę atrakcji turystycznych i ofertę kulturalno-rozrywkową Berlin przyciąga rocznie ok. 8 mln turystów– można wybierać spośród 175 muzeów, 9 teatrów, licznych festiwali, klubów i lokali.

Jest kilka miejsc w Berlinie, gdzie lubię wracać i przebywać. Właściwie z każdym miejscem, bardziej czy mniej, związane są moje wspomnienia z ostatnich pięciu lat. Moim ulubionym miejscem w Berlinie jest przede wszystkim Ku’Damm, wcale nie ze względu na sklepy, ale ze względu na jego wagę historyczną. Jest tutaj wiele wspaniałych knajp i kafejek tętniących życiem o każdej porze roku, ale najciekawszym obiektem jest ewangielicki Kaiser-Wilhelm-Gedächtniskirche (Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma). Patrząc na stare zdjęcia aż trudno uwierzyć jak majestatycznie kiedyś wyglądał. Zbudowany na cześć Cesarza Wilhelma I w 1891/95 r., został prawie całkowicie zniszczony w czasie wojny. Zgodnie z wolą mieszkańców zachowano tylko ruinę wieży głównej kościoła jako pomnik. Wewnątrz można podziwiać m.in. wspaniałe mozaiki przedstawiąjace członków rodziny Hochenzollernów. W 1961 r. obok ruiny zbudowano nowy kościół i dzwonnicę, może już nie tak piekny, ale jego niebieskie, ciche wnętrze i gra światła wokół figury Chrystusa mają dzisiaj przypominać nie o potędze niemieckiej dynastii, lecz o horrorze wojny.











Komentarze

Popularne posty